poniedziałek, 25 maja 2015

Francja 2015 - wpis ogólny

Nasza majowa wyprawa do Francji trwała 8 dni. W tym czasie przejechaliśmy 3 tysiące kilometrów - to jednak ogromny kraj, biorąc przecież pod uwagę, że startowaliśmy z zachodu Niemiec. Podczas wyprawy skoncentrowaliśmy się na Masywie Centralnym, Langwedocji i Prowansji: ale nie ukrywamy, że przez ten czas ledwie liznęliśmy temat. Bardzo nam się podobało i planujemy kiedyś wrócić!

W tym wpisie przedstawimy tylko kilka ogólnych uwag, wrażeń i trasę naszej podróży. Na szczegółowe omawianie miejsc, w których byliśmy, przyjdzie jeszcze czas... a przynajmniej taką mamy nadzieję, bo wyjazd był bardzo intensywny.

 Cirque de Mourèze

Puy de Sancy

Ruszyliśmy oczywiście z Griesheim i jako pierwszy punkt obraliśmy Le Mont-Dore - miasto u podnóży Puy de Sancy, najwyższego szczytu Masywu Centralnego. Po drodze pokręciliśmy się trochę po bezdrożach Owernii, mniej lub bardziej pagórkowatych. Piękna okolica! Następnego dnia przeszliśmy się po całym masywie Puy de Sancy, co okupiliśmy słonecznymi oparzeniami i wyglądem spieczonego raka przez resztę wyjazdu. 

 Carcasonne

Niedokończona katedra w Narbonne

Trzeciego dnia ruszyliśmy na południe. A75 to pięknie położona autostrada, dużymi fragmentami na wysokości około 1000 m.n.p.m. W dodatku bezpłatna - pewnie dlatego, że to jedyna sensowna droga przez Masyw Centralny. Planowaliśmy dotrzeć do Carcasonne, ale górzyste drogi oraz zwiedzanie po drodze Cirque de Mourèze (ciekawa formacja ostańców) sprawiły, że zatrzymaliśmy się w Olargues - zupełnie przypadkowo, ale okazało się bardzo fajnie.
 Widok na Arles


Krajobraz Langwedocji

Następny dzień to Carcasonne po kolejnym odcinku górskim, Narbonne i finiszowanie nad morzem w okolicach Agde. Ładne tam są plaże, zupełnie jak nad Bałtykiem (a w maju i temperatura wody podobna). W czwartek pojechaliśmy wzdłuż wybrzeża, żeby zobaczyć miasteczka Agde i Sète, by dzień skończyć obejrzeniem Pont du Gard, rzymskiego akweduktu. Następne dwa dni to kręcenie się na granicy Langwedocji i Prowansji: Orange, Awinion, Arles i Nîmes. Później czekał nas długi powrót do domu, ale zdążyliśmy jeszcze spędzić kilka godzin w Besançon w regionie Franche-Comté. I to w zasadzie tyle.

Winnice 

Pont du Gard

Na koniec kilka luźnych uwag odnośnie Francji i naszych wrażeń:

Maj to świetny okres: oprócz jednego dnia było gorąco, ale znośnie. W dodatku na południu Francji wszystko jest zielone i kwitnie; nie jest jeszcze wypalone słońcem.
Jeździliśmy przez piękne okolice, widzieliśmy mnóstwo pięknych gór, dolin i pagórków. Trochę z oszczędności, trochę z chęci pozwiedzania sporo jeździliśmy poza autostradami. Z jednej strony to spora strata czasu, ale rekompensują to widoki.
Trasa była zróżnicowana, dzięki czemu zobaczyliśmy mnóstwo ciekawych rzeczy. Góry, urokliwe miasteczka, zabytki rzymskie, gotyckie i późniejsze. Codziennie coś innego, nie sposób było się nudzić.  

Pałac papieski w Awinionie 

Rzymski amfiteatr w Nîmes 
Francuzi co do zasady stosują się do ograniczeń prędkości (np. 130 km/h na autostradach) - nie dziwi, bo fotoradarów mają więcej niż w Polsce, a policja ściga piratów radiowozami po autostradach. Rekompensują sobie to łamaniem wszystkich pozostałych przepisów. Trzeba mieć oczy dookoła głowy. 
 Wybrzeże koło Agde
Pewnie dlatego francuski sposób na organizację ruchu to rondo. Mnóstwo rond. I jeszcze więcej rond. Można od nich dostać białej gorączki, bo budują je nawet na skrzyżowaniach z drogami na pola. 

Uliczka w Agde 
Francuzi - przynajmniej ci na południu - są bardzo mili i uprzejmi. Tylko nie mówią. Znaczy niby mówią, ale tym bełkotliwym czymś, co w tej części Europy uważa się za język. Zdążyliśmy się do tego pobłażliwego uśmiechu politowania sugerującego, że to doprawdy niesłychane, że mogliśmy przypuszczać, że znają angielski albo niemiecki... A francuski jak francuski - to oprócz Węgier drugi europejski kraj (tak z trzydziestu paru...), w którym byliśmy, gdzie nie sposób coś sensownego wywnioskować z mowy, pisma i przekładać jedno na drugie... lub ewentualnie posiłkować się innym językiem. Dobrze przynajmniej, że centre historique było dla nas zrozumiałe. Na szczęście migowy działa zawsze i wszędzie.  

La Maison Carrée - świątynia rzymska w Nîmes

 Les Jardins de la Fontaine w Nîmes
Po niemieckim porządku Francja przypominała nam nieco... Polskę. Ten sam lekki chaos przestrzenny, malownicza szachownica pól i organizacja przestrzeni. W ogóle ma się wrażenie, że po '89 znacznie więcej doświadczeń czerpaliśmy z Francji, a nie Niemiec. Trochę szkoda...
Nie dziwi nas też, że Francja jest największym orędownikiem Wspólnej Polityki Rolnej. Krajobrazy zagospodarowane można podsumować jako: miasteczko, krowy, wino, krowy, wioska, krowy, wino, wino. 
A na koniec standard: wino, sery, owoce morza, niezłe wędliny. Można tam wyżyć :)
Katedra St. Jean w Besançon

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz